Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W Łuszczanowie czas się cofnął

Kamilla PLACKO - WOZIŃSKA
Po dziadku Barbary Biadały została podniszczona lornetka oraz specjalna laska z ostrym czubkiem, która po rozłożeniu służy jako... siedzisko. A zdjęcie jej prababki z końca XIX w.

Po dziadku Barbary Biadały została podniszczona lornetka oraz specjalna laska z ostrym czubkiem, która po rozłożeniu służy jako... siedzisko. A zdjęcie jej prababki z końca XIX w. jest najstarszym, jakie znaleziono
w Łuszczanowie. Prawdziwym rarytasem okazały się jednak... haftowane pantalony babci Aliny Marek.

W czerwcu mieszkańcy wsi wygrzebali ze strychów i szopek stare meble, dokumenty, pożółkłe fotografie, narzędzia gospodarcze, naczynia i urządzili sami dla siebie sentymentalną wystawę. Tak świętowali 700 urodziny wioski.

Stop żelazkom

Przy asfaltowej wstędze ciągnie się kilkukilometrowy ciąg jednorodzinnych domków. Czerwcowy skwar daje się we znaki. Życie na wiosce przeniosło się w domowe zacisza i cienie altan. Tylko ci, co muszą, zmagają się w pocie czoła na roli.
Spotykamy się w miejscowej podstawówce. To tutaj mieści się wystawa jako jeden z elementów jubileuszu 700-lecia wioski. - Inni na to nie wpadli, a my tak – mówi z dumą Jan Kukla, sołtys. – Miejscowy historyk Piotr Marchwiak stwierdził kiedyś: a wiecie, że Łuszczanów będzie miał siedemset lat? – opowiada Danuta Wilak, dyrektor szkoły. – Na ubiegłorocznych dożynkach padł więc pomysł obchodów, a mieszkańcy go podchwycili – dopowiada sołtys.

Wystawę podzielono na kilka części. Z podwórka przechodzi się do kuchni, a stamtąd do pokoju. Nie zabrakło również aneksu łazienkowego, czyli ówczesnej misy i dzbanka na wodę. Gdzie okiem sięgnąć czuć klimat innej epoki. Narzędzia, z których się częściowo już nie korzysta – np. mielnica do lnu - wprowadzają nas w gospodarski klimat wioski. W kuchni stoją stare butelki, garnki, wyciskarki do sera i masła oraz szafy. ,,Gdzie dobra gospodyni warzy, tam się zawsze dobrze darzy” – głosi hasło wyhaftowane niebieską nicią na lnianej makatce. Na stole w pokoju leży przygotowana do podwieczorku porcelana. Na kołowrotku zwisa wełna przygotowana do ,,obróbki”. Obok zawalone pierzyną łóżko. - O wystawie, o Izbie Pamięci, myślałyśmy od kilku lat. Impulsem był jednak jubileusz Łu- szczanowa – opowiadają Sławomira Rychter i Iwona Wilak, nauczycielki, autorki wystawy. Przygotowania trwały kilka miesięcy. Nieraz trzeba było zajrzeć do jakiejś fachowej książki czy wykonać rysunek techniczny, aby odtworzyć jakiś przedmiot. Tak np. było z kołowrotkiem, którego nigdy obie panie w pracy nie widziały. – Ja kiedyś prząd- łem. Pamiętam do dziś. Tu się deptało, tak się wełnę rozciągało i nitka wychodziła – Jan Kukla daje nam lekcje pokazową. – Najwięcej przyniesiono nam żelazek. W pewnym momencie powiedziałyśmy - stop – wspominają nauczycielki. Najbardziej mozolna praca związana była z uporządkowaniem tematycznym zdjęć. – Podczas pierwszego dnia wystawy była taka grupa starszych panów, która rozchodziła się kilka godzin po wystawie. I ciągle tylko słychać było: – o, Antek tu jest, a zobacz to... – opowiadają autorki wystawy. – Przyjezdnych interesowały eksponaty, a miejscowi szukali siebie na zdjęciach.

Autentyczne babci gacie

Najwięcej pamiątek zebrała Alina Marek. Na strychu, przypominającym pokój, mieści się wiele przedmiotów pamiętających czasy jej prababci. – Pradziadkowie przybyli do Łuszczanowa, kupili ziemię, wybudowali dom i stąd wywodzą się nasze korzenie – wspomina. W tym lamusie znalazła się i skrzynia posagowa, i wyrko z olszy. W kawałkach co prawda, ale nauczycielki element po elemencie je złożyły. – Osobno były między innymi brzegi, legowisko, nakładki – tłumaczy Sławomira Rychter. Łóżko też w oryginale nie miało sprężyn tylko siennik. - Pchły się olszy nie trzymają – wtrąca Edward Izydorczyk, inny z mieszkańców, kiedy rozmawiamy o szczegółach tej konstrukcji. – Olszyna wydaje taki kwas, który je odstrasza – spieszy z wyjaśnieniem sołtys. Prawdziwym rarytasem okazały się jednak ... babcine pantalony z wykona- nym haftem. - Na rodzinnym zjeździe symboliczną nagrodą w różnych konkursach są te autentyczne babci gacie – śmieje się pani Alina. Do dziś kiedy zjeżdżają się goście do domu Marków, to na stole pojawia się drogocenna porcelana prababci. No i obowiązkowo obrus angielskim haftem zdobiony, którego wyprasowanie zabiera przynajmniej godzinę. Nie wspominając już o tzw. żelaznych liściach, które hodowała sędziwa dama, a po niej każda odnoga drzewa genealogiczna otrzymała na dalszą uprawę.

Dwa telefony

O tym, że w Łuszczanowie kiedyś były dwa tylko telefony, to wszyscy wiedzą. Jeden z nich – na korbkę – trafił na wystawę. Należał do ojca pani Aliny, który przez dwadzieścia lat był sołtysem. – Dzwoniono i po księdza, i do porodu – opowiada pani Marek. Dla niej cenne są nie tylko takie pamiątki, choćby pasek ojca. – Tata miał razem z kolegami wynieść ze szkoły ławki – tak im kazali Niemcy. Inaczej groziło im wywiezienie do obozu. Był z tym jednak problem, bo one nie mieściły się przez wejście. Wówczas wpadli na pomysł, aby odpiąć wszystkie paski, związać nimi ławki i spuścić przez okno – opowiada Alina Marek. – Odtąd ojciec mówił, że z każdej sytuacji jest zawsze jakieś wyjście. Wszystkie eksponaty po wystawie trafiły z powrotem na strych. – Dla następnych pokoleń. Jako pamiątka – stwierdza pani Marek.

Na fotografii

Starsza pani rozsiadła się w swej skromnie zdobionej sukni przed drewnianymi drzwiami. Na głowie koronkowy czepek. Z powagą spogląda w obiektyw. – To moja prababcia Teresa Stępniewska – tłumaczy Barbara Biadała. – Zdjęcie pochodzi z rodzinnego albumu, bo ja lubię trzymać takie starocie – przyznaje.
Jest najstarsze, jakie udało się odszukać w Łuszczanowie, bo pochodzi z końca XIXw.
Na innym Walenty Stępniewski – dziadek pani Barbary – świętuje swoje setne urodziny. – Długowieczność jest u nas rodzinna. Najstarsza ciotka mojego dziadka żyła sto czternaście lat – uśmiecha się B. Biadała, widząc zdziwienie na mojej twarzy. Dziadek pochodził z Annapola. Zobaczył babcię – Magdalenę w łuszczanowskim kościele i tak się zakochał, że aż tu się przeprowadził. Wybudował dom. Gliniana chałupa jednak babci niezbyt odpowiadała. Podczas jednej burzy wzięła młotek i zrobiła dziurę w ścianie. I tak Walenty musiał stawiać kolejny dom. Nowy przetrwał już ponad pół wieku. Po dziadku została podniszczona lornetka oraz specjalna laska z ostrym czubkiem, która po rozłożeniu służy jako... siedzisko. – Jak dziadek szedł paść krowy, to zabierał ze sobą tę laseczkę – wyjaśnia B. Biadała. – Kiedy byłam małą dziewczynką, opowiadał mi wiele historii z czasów wojny. Między innymi o tym, jak otarł się o śmierć. Nie zdążył do okopu, więc przez kilka godzin leżał na ziemi, a kule mu świstały nad uchem – mówi. Z innej fotografii nieśmiało spogląda kilkunastoletnia dziewczyna. Sprawia wrażenie, jakby tuliła się do stojącego obok drzewa. – To moja mama, Wanda Cios – tłumaczy pani Barbara. – O! A tu inna rodzinna impreza. Ja jestem tutaj – wskazuje na małą dziewczynkę kucającą obok dziadków.

Lista dusz

Łuszczanowo miało kilka ksiąg meldunkowych. Wpisywano w nie całe rodziny. Jedna z nich pochodzi z przełomu XIX/XX w. W poszczególne rubryki wpisywano nawet detale, np. którzy ówcześni nauczyciele mieli swoje służące. – Kiedyś sołtys wiedział wszystko. Teraz przyjedzie jakiś przybysz, porwie dziewczynę z wioski i sołtys nic nie wie – żartuje Edward Izydorczyk, wieloletni strażak-ochotnik. Kiedy pada temat kawalerów, Jan Kukla wspomina o płaconym jeszcze w latach 60. tzw. podatku bykowym. – To był podatek nałożony na kawalerów i panny. Co miesiąc płacili – twierdzi.

Pierwsza stonka

Wiele ciekawostek kryją w sobie szkolne kroniki. Iwona Wilak mówi, że najbardziej podoba jej się zapis z 1950 r. o ,,pierwszej stonce (chrząszczu colorado) znalezionej w gromadzie Łuszczanów na polu robotnika Franciszka Banaszaka”. Na innej stronie wklejono zdjęcie Stalina.

Przenosimy się do gospodarstwa Sławomiry Rychter. W altance przy kominku ustawione lampy naftowe i karbitowa. Zza ławki wystają drewniane prawidła. – To do oficerskich butów dziadka – twierdzi pani Sławomira. – Te wszystkie rzeczy znaleźliśmy przypadkowo na strychu. Wiele z nich należało do babci i jej rodziców – o, choćby żelazny nocnik.
Wracamy przed dom. Stojącą tam ławkę zapełniają stare dokumenty, książki z luźnymi już kartkami. Podniszczone czasem strony przewraca beztrosko wiatr. – O, proszę, książeczka o ,,wychowaniu wychowawcy” – pokazuje pani Wilak. – A tu ,,Pan Tadeusz” z 1883 roku i ,,Treny” z 1922 roku.

Pani Sławomira w tym stosie znajduje pisany na brudno przez babcię list do Bieruta. – Dziadka posadzili w więzieniu, bo nie oddał jakiegoś zboża – wyjaśnia. – ,,Zwracam się do Cię, Obywatelu Przewodniczący, jako do ojca z gorącą prośbą o zwolnieni mi mego męża...” – odczytuje pierwsze zdanie.
Pamiątek jest jeszcze więcej. Nie starczyłoby pewnie tygodnia, aby poznać historię każdej z nich. Jedno jest jednak pewne. – Ta wystawa połączyła wioskę – kwituje Edward Izydorczyk.

Trochę historii

Łuszczanów jest wsią sołecką w gminie Jarocin. Jej nazwa zaliczana jest do patronimicznych, co oznacza, że pochodzi od imienia lub przydomka któregoś z osadników. W tym przypadku od prasłowiańskiego imienia Uszczon – jak twierdzi ks. Stanisław Kozierowski. Pierwsza wzmianka o wiosce pojawia się 10 maja 1305 r. Następnie 9 sierpnia 1313. Obecnie wieś zamieszkuje około 870 osób. Na terenie Łuszczanowa aktywnie działają dwie organizacji: Ochotnicza Straż Pożarna i Koło Gospodyń Wiejskich oraz Spółdzielnia Kółek Rolniczych. Szkoła Podstawowa prawdopodobnie powstała pod koniec XIX w. Jej istnienie potwierdzone jest w 1895 r. Wśród zabytków znajduje się m.in. przywieziony pod koniec XIX w. wiatrak-koźlak.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto