Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: Jeśli chcesz obejrzeć Kler to nie czytaj lepiej dalej...

Marcin Szyndrowski
arch. NM
Premiera filmu Kler Wojciecha Smarzowskiego przyciągnęła do kin w całej Polsce - oczywiście tam, gdzie można go było zobaczyć - tłumy ludzi. Nic dziwnego, to kolejny ważny film po Wołyniu, który trzeba zobaczyć.

Przyznać jednak muszę, że do kina szedłem z mieszanymi uczuciami, bowiem medialny szał przed premierą skutecznie namieszał mi w głowie. Tak naprawdę do końca nie wiedziałem czego się spodziewać. Już jednak od pierwszych minut film wciągnął mnie na dobre. Świetna reżyseria, zdjęcia i gra świateł powodowała, że film jawił się jako niezwykły obraz plastyczny, który najpełniej uwidocznił się w scenie finałowej. O tym jednak za chwilę.

Ci, którzy oczekiwali mocnego uderzenia w Kościół w Polsce jako instytucję nie zawiedli się. Został on bowiem przez Smarzowskiego rozebrany niemalże na czynniki pierwsze. Z pozoru prosta fabuła ujawniła wszystko to, o czym wiele osób wie i o czym mówi. Mieliśmy zatem pijaństwo, przekupstwo, miłość księdza do własnej gosposi, homoseksualizm czy też tak krytykowaną przez wielu pedofilię wśród duchownych. Wszystko to jednak - mimo wielu scen budzących śmiech - tak naprawdę nie zostało przerysowanych jak np. w Drogówce, ale podanych w egzystencjalnych rozterkach - i jakby na to nie patrzeć - dramatach głównych bohaterów.

Ci, którzy oczekiwali z kolei uderzenia w księży mogli poczuć się zawiedzeni. Nie mamy bowiem w filmie Smarzowskiego tylko złych charakterów. Przynajmniej z pozoru. Oczywiście haniebne zachowanie wszystkich ukazanych w filmie księży wpływa na wymiar ogólny filmu, czyli tego, że w kościele katolickim dzieje się źle. Wybrani księża jednak grani przez Jakubika i Więckiewicza mają w sobie też dużo zwykłego człowieka, który ukazuje, że tak naprawdę mamy do czynienia z ludzkim poszukiwaniem samych siebie.

To z pewnością mocny cios wymierzony w niesprawiedliwość, która dotyka przecież sfery sacrum, która dla wielu do dziś pozostaje jedyną wykładnią codzienności. Pozwala im utrzymać człowieczeństwo i wierzyć, że Bóg pozwoli dostąpić kiedyś zbawienia. I tego nawet w żaden sposób Smarzowski nie neguje. Neguje jednak bierność ludzi, którzy podobnie jak tworzą inne struktury w państwie - tworzą tak samo Kościół, który jawi się jako maszyneria, mafia, a nawet sekta usidlająca od pokoleń nowych wyznawców, którzy są w stanie ślepo wierzyć w to, co wychodzi z ust kapłana.

Wymownym symbolem jest tutaj zgubna mamona, za którą tak naprawdę można kupić i zrobić właściwie wszystko. Sam temat pedofilii u Smarzowskiego pokazuje też skalę problemu - przemilczanego i zamiatanego wciąż pod dywan. I nie ma co się za bardzo obrażać akurat na ten element reżyserskiej wizji. Polscy księża to bowiem tylko ułamek księży z całego świata, którzy o pedofilii milczą.

Film ważny i film, który z pewnością wzbudzi jeszcze wiele komentarzy. Stąd też koniec filmu, który skojarzył mi się - być może nad wyraz - z Małą Apokalipsą Konwickiego. Obraz - symbol, który na długo jeszcze pozostanie mi w pamięci. Umierający w płomieniach ksiądz Kukuła i ludzie naokoło tworzący wspólnie z nim Oko Opatrzności. Oko Boga, który tak naprawdę tylko na to wszystko patrzy...

IX Pielgrzymka strażaków do Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia w Golinie – 1.09.2019
ZOBACZ UROCZYSTY PRZEMARSZ STRAŻAKÓW

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na jarocin.naszemiasto.pl Nasze Miasto